21.03.2014

O co mam pretensje do moich wuefistów?

Aktywność fizyczna to jeden z tematów, które bardzo chętnie poruszam na moim blogu.
Zbiór postów o moich refleksach, wyzwaniach i motywacjach znajduje się tutaj.
Być może działam pod wpływem wszechobecnej mody na fitness, jednak chyba wychodzi mi to na dobre. Mam nadzieję, że innym też.

W poście "Krótka (?) opowieść o mojej przygodzie ze sportem" przyznałam się, że dość późno zaczęłam przywiązywać wagę do aktywności fizycznej, ba, nie przepadałam za lekcjami wf-u w szkole. Jakiś czas temu opisałam swoje odczucia w poście "Pierwsza przerwa i sportowe refleksje", gdzie częściowo zwróciłam uwagę na to, że w szkole unikamy zajęć sportowych, a później chętnie chodzimy na różnego rodzaju zajęcia fitness, siłownię lub ćwiczymy w domu.


Odkąd jestem aktywna fizycznie, co jakiś czas słyszę od mojej rodziny czy znajomych pytania o to, czy mi się chce, czy mam na to czas itp. Ale pytanie, które zmusza do refleksji brzmi: Teraz fascynujesz się sportem a w szkole chowałaś się po kątach/ kiblach jak był wf? Tak, to prawda, w szkole unikałam sportu jak tylko się dało, pisałam sobie zwolnienia, wymyślałam różne dolegliwości utrudniające udział w zajęciach. Zresztą nie tylko ja. A teraz aktywność fizyczna jest elementem mojego życia. Dlaczego nie korzystałam z darmowego sportu oferowanego przez szkołę, gdy miałam go na wyciągnięcie ręki? Być może lenistwo i głupota wieku szkolnego miały jakiś wpływ na mój stosunek do sportu. Ale główny powód brzmi: Bo miałam takich nauczycieli, jakich miałam. Przez długi czas miałam pretensje do siebie, że za późno wzięłam się za sport. A tak naprawdę od razu powinnam uświadomić sobie, że głównymi winnymi braku aktywności fizycznej w moim wcześniejszym życiu są właśnie moi wuefiści.

O co mam do nich pretensje?
  • o monotonne zajęcia, 
  • o brak motywacji, 
  • o brak jakichkolwiek prób uświadomienia nam jak ważną rolę odgrywa sport w naszym życiu i jak dane ćwiczenie wpływa na nasz rozwój, 
  • o brak zwrócenia uwagi na to, czy poprawnie wykonujemy ćwiczenia.

Lekcja wychowania fizycznego w szkole

Po dzwonku na lekcję uczniowie przebrani w stroje gimnastyczne ustawiają się w dwuszeregu. Obecność sprawdza osoba o średnio sportowej sylwetce, ubrana w rozwleczony dres. Po sprawdzeniu obecności i zgłoszeniu ewentualnych niedyspozycji następuje rozgrzewka. 3 razy obiegamy salę gimnastyczną, robimy 10 pajacyków, stajemy w rozkroku, kręcimy ramionami w przód i w tył, robimy 10 przysiadów, 10 brzuszków, siad płaski i łapiemy rękami palce u stóp. Koniec rozgrzewki, podczas której tak naprawdę nikt się nie rozgrzał. Następnie dzielimy się na dwie drużyny, dostajemy od nauczyciela piłkę do siatkówki i gramy. Dotąd aż zadzwoni dzwonek na przerwę. Mija 45 minut. Równo z dzwonkiem wbiegamy do szatni, przebieramy się i idziemy na resztę zajęć. Czujemy się zmęczeni i tyle. Nie czekamy z utęsknieniem na kolejną lekcję.

Ćwiczenia w fitness klubie

Po kilku latach niektórzy z nas, prędzej czy później, trafiają na zajęcia w klubie czy na siłowni. Część zostaje tam dłużej, część w końcu zaczyna ćwiczyć w domu, część jednak daje sobie spokój ze sportem. Niezależnie od tego, co dalej zajęcia te różnią się od lekcji w szkole. O umówionej godzinie przychodzi instruktor, zazwyczaj osoba pełna ekspresji. Strój - niezależnie od tego czy jest to markowa odzież sportowa czy zwykłe spodenki i top/ T-shirt - podkreśla sportową sylwetkę osoby prowadzącej. Widać, że sport jest prawdziwą pasją instruktora. Godzina zajęć. Na początek dużo ćwiczeń zmuszających do ruchu wszystkie partie ciała. Po kilkunastu minutach serce pracuje na zwiększonych obrotach a instruktor twierdzi, że jeszcze nie jesteśmy dobrze rozgrzani. Nie można rozpocząć treningu bez porządnej rozgrzewki. Po jakichś 20 minutach zaczynamy ćwiczyć. Okazuje się, że robimy to źle - osoba prowadząca podchodzi do każdego z nas i zwraca uwagę jak poprawnie wykonywać dane ćwiczenie (z pozoru banalne - brzuszki, wykroki czy przysiady) i uświadamia ile błędów technicznych robimy. W połowie zajęć zaczynamy czuć ból, już wiemy że jutro będą zakwasy. Trening dobiega końca, chcemy wyjść z sali. Ale nie tak prędko - musimy zostać jeszcze przynajmniej 5 minut, żeby wykonać trochę ćwiczeń wyciszających i rozciągających. Nie można zakończyć ćwiczeń inaczej niż właśnie krótkim strechngiem podczas którego rozciągniemy zaangażowane w trening mięśnie i unormujemy oddech. Czujemy zmęczenie, ale czujemy też nasze mięśnie. Wiemy, że ta godzina ćwiczeń coś nam dała. Często nie możemy doczekać się kolejnych zajęć.


Podstawowe różnice między lekcją wf-u a treningiem w klubie
  • prowadzący - w szkole jest to nauczyciel, dla którego lekcja stanowi odbębnienie kolejnego punktu w grafiku. Od pozostałych belfrów odróżnia go tylko strój (dres) i rekwizyty (takie jak gwizdek). Sylwetka rzadko zdradza, że ten ktoś mógł ukończyć AWF. W klubie jest to osoba zafascynowana swoją dyscypliną, ubrana w strój nie krępujący ruchów i podkreślający sportową sylwetkę. Widać, że prowadzący nie spoczął na laurach (dyplomie magistra AWF lub świadectwach szkoleń dla instruktorów) tylko regularnie uprawia sport i wciąż doskonali się w dziedzinie,
  • rozgrzewka - w szkole kilka okrążeń sali gimnastycznej i trochę ćwiczeń, w klubie od kilkunastu do trzydziestu minut intensywnych ćwiczeń mających na celu rozgrzanie ciała, przygotowanie tym samym mięśni do właściwego treningu oraz przyspieszenie pracy serca,
  • przebieg części właściwej i stosunek osoby prowadzącej - nauczyciel wf-u najczęściej każe uczniom grać w piłkę, sam w tym czasie chętnie uzupełnia dziennik. W fitness klubie instruktor tłumaczy jak dane ćwiczenie wpływa na nasz rozwój, pokazuje jak poprawnie je wykonać, co jakiś czas podchodzi do każdego i poprawia jego technikę, 
  • koniec zajęć - w szkole wybiega się z sali gimnastycznej bez wykonania żadnych ćwiczeń rozciągających, w klubie taka sytuacja jest nie do pomyślenia. 

Wydaje mi się, że lekcja wf-u nie powinna trwać - tak jak inne zajęcia - 45 minut. W tym przypadku jednostka lekcyjna powinna liczyć 60 lub 90 minut. Dzięki temu wystarczyłoby czasu na porządną rozgrzewkę (zamiast gonienia i skakania jak pajac przez kilka minut), na właściwą część zajęć (niekoniecznie grę w siatkówkę, ćwiczenia BPU czy TBC można śmiało wykonywać na sali gimnastycznej, potrzeba tylko chęci ze strony nauczyciela) oraz na część uspokajającą. A nawet przy tych 45 minutach można zorganizować zajęcia tak, by udało się skupić na tych trzech wspomnianych częściach.
Czas trwania jednostki lekcyjnej nie zależy od nauczyciela,ale może on sprawić, że młodzież zainteresuje się sportem, chętnie będzie chodzić na wf a nawet trenować coś po godzinach. Sądzę, że osoby uczące wf-u w szkołach powinny wybrać się na kilka zajęć w klubie fitness lub obejrzeć treningi dostępne na YT, spojrzeć na siebie krytycznym okiem i przejąć jak najwięcej od prowadzących. Począwszy od pasji (a jeśli jej nie ma, to pora przyznać się do tego przed samym sobą i zmienić zawód albo chociaż przedmiot nauczania), poprzez chęć rozwijania się (skoro instruktorzy z klubów fitness i siłowni ciągle biorą udział w przeróżnych szkoleniach i warsztatach, to dlaczego wuefiści ze szkoły tego nie robią?) a zakończywszy na wyglądzie (nie chcę nikogo obrażać, ale osoba w rozciągniętym dresie i nie posiadająca sportowej sylwetki nikogo nie zachęci do ćwiczeń).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Raczej nie biorę udziału w żadnych konkursach i rozdaniach, więc jeśli chcesz mnie zaprosić do siebie - po prostu zostaw w komentarzu link do swojego bloga, nie rozpisuj się co mogę dostać. Z miłą chęcią odwiedzę Cię bez tego ;)