12.03.2014

Ta dzisiejsza młodzież...

Osoby uważnie czytające mojego bloga wiedzą, że ukończyłam studia magisterskie na kierunku filologia polska ze specjalnością nauczycielską. Wprawdzie nie pracuję w szkole, ale pomagam maturzystom w przygotowaniu się do najważniejszego w ich życiu egzaminu.

Ostatnio bardzo dużo skupiam się na zajęciach przygotowujących młodzież do matury ustnej. Niektóre sytuacje utwierdzają mnie w przekonaniu, że to dobrze iż nie trafiła mi się praca w szkole średniej. Ktoś kiedyś powiedział: Jeśli robisz to co kochasz nic nie może Cię powstrzymać. Doświadczenia ostatnich tygodni nasuwają mi dwa wnioski: 1. Ten ktoś kłamał.   2. Może jednak nie kocham wystarczająco tego co robię?    Postawa niektórych z moich uczniów może nie zaczyna mnie jeszcze powstrzymywać, ale powoli staje się dołująca.

Sytuacja nr 1
Uczeń technikum pisze do mnie maila, że potrzebuje pomocy w przygotowaniu do matury ustnej. Wysyła nawet bibliografię. Otwieram plik z zestawieniem literatury i doznaję szoku - część książek nie ma nic wspólnego z tematem, w literaturze przedmiotu natomiast same opracowania dostępne w Internecie na stronach typu ściąga czy bryk. Podczas pierwszego spotkania sugeruję uczniowi by coś zmienić w bibliografii. Słyszę w odpowiedzi, że jemu to obojętne i mogę robić co chcę. Nawet jeśli wolę inny temat to spoko, on może zmienić deklarację. Zostajemy przy temacie, dokonujemy zmian w bibliografii. Pytam czy w szkole mają jakieś narzucone odgórnie terminy - data oddania wstępnej bibliografii itp. Uczeń odpowiada, że nie. W okolicy 23 lutego dostaję od niego SMS z zapytaniem, czy zdążę za dwa dni wysłać ostateczny plan prezentacji i zestawienie bibliograficzne. Sprawa jest pilna. Mają oddać to do końca miesiąca.

Sytuacja nr 2
Dzwoni do mnie kobieta z zapytaniem, czy pomogę jej dziecku w napisaniu prezentacji maturalnej. Odpowiadam, że tak i pytam czy wolą bym prowadziła korepetycje u nich czy u mnie. Zdziwiona pani mówi wprost, że miała na myśli bym napisała całą prezentację bo wszyscy w tej klasie korzystają z usług osób zajmujących się pisaniem gotowców. Nie chodzi im o pomoc w postaci korepetycji czy nakierowania podczas lektury. Tego samego dnia kontaktuję się z dzieckiem tej kobiety - podaje mi temat i pozostawia pełną swobodę w wyborze literatury. Pozornie. Każda proponowana przeze mnie książka która jest lekturą zostaje odrzucona (bo to jest grube i nie do ogarnięcia). Po napisaniu prezentacji znowu dzwoni do mnie matka ucznia. Prosi bym sprawdziła skrzynkę mailową - wysłali mi kilka zaległych zadań z polskiego. Liczą, że pomogę [czyt.: napiszę te wypracowania i scenariusze] bo dziecko już nie ogarnia niczego. Poza tym stresuje się maturą i nie potrafi odblokować i stworzyć dobrego wypracowania. Dodam, że tym maturzystą jest uczeń klasy humanistycznej.

Sytuacja nr 3
Podczas korepetycji tłumaczę uczniowi, że ma iść do biblioteki i przeczytać kilka artykułów. W odpowiedzi słyszę, że ja mam mu to skserować a najlepiej streścić, bo on nie ma czasu, a ja - jego zdaniem - nie mam nic do roboty. Gdy zdziwiona pytam co on wygaduje, słyszę w odpowiedzi że skoro swoją maturę miałam kilka lat temu, to przecież teraz mam już luz. A on musi ogarnąć matmę, więc nie będzie biegać po bibliotekach. Mówię mu, że na następne spotkanie umówię się z nim dopiero wtedy, jak pójdzie do tej biblioteki i przygotuje się z tego co zadałam. Jak zrobi to o co go proszę to dopiero wtedy ma się do mnie odezwać. Odpowiada mi, że histeryzuję z tą maturą, bo jemu z tej prezentacji wystarczy tylko 30 procent. Od tamtej pory słuch mi po nim zaginął.


Maturę zdawałam w 2006 roku, wydaje mi się, że to nie było jakoś baaaardzo dawno temu, ale za moich czasów naprawdę było inaczej. W mojej klasie może 2 osoby korzystały z czyjejś pomocy w przygotowaniu się do matury ustnej z języka polskiego, reszta samodzielnie pisała swoje prezentacje. Jeśli ktoś chodził na jakieś prywatne zajęcia przygotowujące do matury z czegokolwiek, nie potrzebował pośrednika między sobą a korepetytorem w postaci rodzica, który o wszystkim pamiętał za ucznia. Trochę przeraża mnie, że coraz mniej ogarnięte osoby kończą ogólniaki, podczas gdy jakieś 30 lat temu ludzie bardziej odpowiedzialni uczyli się w szkołach zawodowych. I w takich chwilach cieszę się, że nie jestem nauczycielką. A może uświadamiam sobie, że nie nadaję się do tego zawodu i nie jest on moim powołaniem.

8 komentarzy:

  1. Niestety ja miałam już nowa mature i z 31 osobowej klasy jako jedna z 3 osób sama napisałam prezentacje i wyszłam jak zabłocki na mydle. Ci co kupili dostali po 20 pkt a ja tylko 16 :( Miej tu człowieku sprawiedliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tylko zastanawia, że dla nauczyciela nie jest podejrzane to, gdy uczeń który zawsze miał 2 i nie radził sobie z wypracowaniami nagle przynosi do sprawdzenia świetnie napisaną prezentację maturalną. Prezentację, która jest przeciwieństwem tego, co przez 3-4 lata szkoły średniej pisał. Pewnie wierzą w cudowny postęp tej osoby, bo tak im po prostu wygodniej.

      Usuń
  2. Ja wiem z całą pewnością, że do nauczania bym się nie nadawała... Nie mam cierpliwości tłumaczyć rzeczy dla mnie prostych ;)
    I jestem jeszcze z tej starej szkoły. Pamiętam, że z polskiego byłam tylko na części pisemnej bo z ustnej zostałam zwolniona. Zdawałam jeszcze historię i też po ocenie bardzo dobrej z pisemnej byłam zwolniona z ustnej. Ustnie zdawałam tylko angielski także szybko mi poszło ;)
    Jedno uważam, że dzieciaki, czy też młodzież, żeby nikt się nie obraził są rozpieszczone. Kiedyś korepetycje nie były tak powszechne i też dawaliśmy sobie radę. Teraz idzie się po najmniejszej linii oporu. Oczywiście nikt nie mówi by z korepetycji nie korzystać skoro są możliwości, ale z głową. Tak jak napisałaś, jako pomoc, a nie, że Ty jako korepetytor "odwalisz" za kogoś pracę.
    Drugie, nie każdy musi mieć maturę, nie każdy musi iść na studia. Jeżeli ktoś nie jest w stanie samodzielnie zdać to może tej matury mieć nie powinien. Naprawdę pieniądze można teraz zarabiać mając fach w ręku, a nie papierek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem tym rocznikiem, który jako drugi szedł systemem 6 lat podstawówki + 3 lata gimnazjum + szkoła średnia. I widzę, że mój rocznik (1987) baaaaardzo różni się od np. osób urodzonych w 1985 czy starszych. Nam w gimnazjum wmawiano, że egzamin gimnazjalny to taka "mała matura", więc skoro jesteśmy w stanie przez nią przejść to każdy może pokusić się o "dużą maturę". Moim zdaniem porównywanie egzaminu gimnazjalnego do matury to coś absurdalnego. W każdym razie takie rzeczy nam wmawiano oraz to, że w dzisiejszych czasach każdy MUSI mieć chociaż to średnie wykształcenie. A wiadomo - jak miało się średnie, to prawie każdy pokusił się o studia, szczególnie że uczelnie wciąż się mnożą i studiować może praktycznie każdy. Wielu moich znajomych z gimnazjum poszło również do ogólniaków, a gdybyśmy szli starym systemem na bank skończyliby w zawodówce. I lepiej by na tym wyszli - wielu z nich skończyło liceum, a teraz mają firmy zajmujące się instalacjami elektrycznymi, naprawą samochodów czy sprzedażą części samochodowych (wydawali pieniądze na odpowiednie kursy, wybierając zawodówkę lub technikum o tym profilu zaoszczędziliby pieniądze i czas). W gimnazjum wmawiano nam głupoty, że liczy się tylko papierek i teraz są tego efekty. Niestety wciąż postępujące, czego dowodem są niektórzy moi uczniowie.

      Usuń
    2. Dokładnie. Zgadzam się z Tobą. Uważam, że sporo szkody zrobiła likwidacja szkół zawodowych, a tym samym promocja wykształcenia wyższego. W momencie gdy maturzyści masowo zaczęli iść na studia to same te studia się zdewaluowały. No bo co to za wartość kiedy wyższe wykształcenie zrobiło się powszechne? I po co? Mechanicy, piekarze itd, zawsze będą potrzebni, a z takich biznesów można dobrze żyć.

      Usuń
    3. Jak tak dalej pójdzie to wkrótce będziemy jeść syntetyczne wyroby chlebopodobne bo braknie piekarzy to chemicy wkroczą do akcji. (Miejmy nadzieję, że moje czarnowidztwo jednak się nie sprawdzi ;) ).

      Usuń
  3. Widzę, że nasza dzisiejsza młodzież to lenie i ludzie liczący, że za kasę się wszystko załatwi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A takiej postawy uczą ich rodzice. A później się dziwią, że syn/ córka nic nie potrafi sobie załatwić. Proponuję, by matki jeszcze chodziły zdawać za swoje dzieci maturę.

      Usuń

Raczej nie biorę udziału w żadnych konkursach i rozdaniach, więc jeśli chcesz mnie zaprosić do siebie - po prostu zostaw w komentarzu link do swojego bloga, nie rozpisuj się co mogę dostać. Z miłą chęcią odwiedzę Cię bez tego ;)