21.11.2013

ciąg dalszy pracowniczych refleksji

Czasem bardziej, czasem mniej regularnie zdarza mi się śledzić losy bohaterów serialu Na Wspólnej. Jakiś czas temu pojawił się w nim dobrze znany mi wątek pracowniczy - szefowa, w celu ratowania swojego zespołu, niekiedy wymagała od swoich pracowników niemożliwego.

Ja, będąc jeszcze małą dziewczynką, często powtarzałam, że życie jak z serialu musi być fajne. Ale naprawdę.... nie miałam na myśli takich epizodów z takich seriali. W mojej pracy jest prawie tak samo jak we wspomnianym wątku. Ogromna różnica jest tylko w branży oraz w zarobkach. Można by rzecz, że u nas wygląda to tak: stanowisko specjalisty, zarobek niczym u stażysty.

Mimo dobrych wyników w pracy ciągle słyszę, że na pewno stać mnie na jeszcze więcej. Jesteśmy nakręcani na jakąś atmosferę wzajemnej rywalizacji, choć niekoniecznie mamy na to ochotę, bo jednak z niektórymi osobami darzymy się jakąś sympatią (jak w każdej pracy i ogólnie w każdym środowisku). Powoli jednak z firmy przeistaczamy się w jakiś obóz pracy (o parodio, w szkole uczono mnie, że okupacja już dawno się skończyła, a jednak nie.... ). Jakiś czas temu padł odgórny pomysł, żebyśmy mieli podczas godzin pracy wyłączone i schowane nasze telefony. Dlaczego? Bo mogą nas rozpraszać. Bo czas który możemy poświęcać na pracę marnotrawimy np na pisanie SMS-ów z ludźmi, z którymi pewnie codziennie się widzimy. W nagłych przypadkach osoby które chcą się z nami skontaktować mogłyby zadzwonić na telefon biurowy. Parodia na poziomie wcześniej opisanych już realiów tej firmy. Nie wyobrażam sobie dentysty dzwoniącego do naszego sekretariatu w celu potwierdzenia wizyty. Póki co - jeszcze używamy naszych telefonów. Sytuacja firmy jest tak beznadziejna, a walka o jej utrzymanie tak ostra, że do końca roku mamy zakaz brania urlopów, spóźniania się czy nawet... nieobecności z powodu choroby. Żaden powód nie jest na tyle istotny, by można było przez niego nie przyjść do pracy. Każdą sprawę (czy to urzędową, czy to związaną ze zdrowiem) powinno się załatwić w taki sposób, by nie kolidowało to z godzinami pracy. Czasem mam ochotę w ciągu dnia spakować się, wyjść z biura bez słowa i wrócić tam dopiero za kilka dni po swoje rzeczy.

Mogłabym pisać tu wiele i wiele... moja dziennikarska natura aż rwie się do tego. Tylko wydaje mi się, że jednak jest pewna granica między opisem absurdalnej rzeczywistości a obnażaniem szczegółów swojego życia, więc odpuszczam, bo czuję że jestem blisko przekroczenia tej granicy.

2 komentarze:

  1. Oj, słabo to wygląda :( Prędzej czy później nie wytrzymasz. Ja rozumiem, że w pracy powinniśmy być skupieni na tym co robimy, ale nie uważam żeby prywatny telefon (nawet na moment odebrany) miał mnie bardziej rozpraszać niż fakt, że przez 8 godzin miałabym się stresować bo czekam na ważną informację, a nie mogę zajrzeć do tego telefonu, a tym bardziej go odebrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już przestaję wytrzymywać. Sama się sobie dziwię jakim cudem wytrzymałam tam już prawie pół roku. Wprawdzie jeszcze oficjalnie nie ma zakazu korzystania ze swoich telefonów, ale jakiś czas temu było zapowiedziane, że jak atmosfera w biurze będzie dalej przypominać przedszkole to wtedy zakaz będzie wprowadzony. A atmosfera w biurze przypomina przedszkole podobno dlatego, że kilka razy w ciągu dnia robimy sobie herbatę. Parodia.

      Usuń

Raczej nie biorę udziału w żadnych konkursach i rozdaniach, więc jeśli chcesz mnie zaprosić do siebie - po prostu zostaw w komentarzu link do swojego bloga, nie rozpisuj się co mogę dostać. Z miłą chęcią odwiedzę Cię bez tego ;)