Powoli wkraczam w ten okres roku, gdy zazdroszczę
niedźwiedziom, że spokojnie zapadają w bezpieczny zimowy sen. Wietrzne i zimne
dni, coraz częstsze opady i o wiele krótsze dni działają na mnie zdecydowanie nie
są tym, co mój organizm lubi. I nie chodzi tu o to, że nikt z nas nie lubi
marznąć i każdy chciałby by było ciepło. Ja jestem wyjątkowym zmarzluchem a
brak słońca powoduje u mnie wyjątkowo kiepskie nastroje. O ile wiosną i latem
jestem energiczną osobą z którą można o wszystkim pogadać, o tyle jesienią i
zimą robię się typowo humorzastą babą do której bez kija lepiej nie podchodzić.
Począwszy od dni w których wszystko kwitnie, a zakończywszy na (jeszcze
ciepłej) złotej jesieni, poziom moich hormonów szczęścia osiąga poziom ponad
stan normy. Natomiast pozostały czas w roku robi ze mnie takiego zaspanego
niedźwiedzia. Z tą różnicą, że w rzeczywistości nie śpię. Dlatego powoli
wdrażam w życie mój plan przetrwania tego zimnego okresu. A w planie tym
znalazły swoje miejsce:
Aktywność fizyczna – sport uszczęśliwia. Uwielbiam to
uczucie gdy jestem zmęczona tak, że nawet leżenie boli. Kiedyś regularnie
chodziłam na zumbę, jednak w końcu przestałam. Z jednej strony świetnie się
bawiłam na tych zajęciach, jednak z drugiej – należę do osób szczupłych i poza
dobrą zabawą nie zyskiwałam nic. A nawet z biegiem czasu straciłam kilka
centymetrów więc powiedziałam sobie dość. Z ciężkim sercem musiałam przerzucić
się na coś, co pomoże mi kształtować sylwetkę a nie chudnąć. Obecnie w
internecie dostępnych jest wiele programów ćwiczeń, więc bez problemu można
znaleźć coś dla siebie. W lutym zaczęłam ćwiczyć z Ewą Chodakowską, później
(gdy już zaczęła mnie zanudzać) przerzuciłam się na Mel B. Myślę, że jesienne i
zimowe wieczory są dobrą okazją do popracowania nad swoją sylwetką, by wiosną
czuć się w swoim ciele jeszcze lepiej.
Książki – z wykształcenia jestem filologiem, więc literatura
jest bliska memu sercu. A gdy trafi się na dobrą książkę, to można tak się
wkręcić, że na moment zapomni się o otaczającej nas zimnej aurze.
Więcej słodkości – nie mam tu na myśli dorzucania sobie
kolejnych batoników w których jest sama chemia. Uwielbiam eksperymentować w
kuchni, więc skupię się na domowych deserach. W moim przypadku figura i za to
będzie mi wdzięczna, bo marzę o dodatkowych kilogramach.
Realizacja planów – tych mniejszych i większych. Bo po co
czekać z realizacją pewnych tematów do wiosny, skoro można teraz? No i może
dzięki temu jesień i zima staną się w moich oczach bardziej przyjaznymi porami.
To w takim skrócie. Postanawiam sobie, że od tego roku
jesień i zima będą dla mnie sprzyjające i nie dam się aktualnie panującej
aurze. I kończąc ten post powoli zaczynam szykować się na spotkanie z przyjaciółką
w celu omówienia pewnych planów :)
też myślę nad ćwiczeniami, ale jakoś nie moge się zmotywować....
OdpowiedzUsuńMi - póki co - motywacji nie brakuje. Wprawdzie nie ćwiczę codziennie (bo jestem dość szczupłą osobą), ale staram się to robić regularnie - czasem 2, czasem 3 razy w tygodniu. Problem z motywacją miałam gdy sama wykonywałam w domu znane mi ćwiczenia. Wszystko zmieniło się gdy zaczęłam ćwiczyć przy programach udostępnionych w internecie. Najpierw były płyty z Vity i Shape'a. Później Ewa Chodakowska. Gdy Ewa mi się znudziła to przerzuciłam się na Mel B. Niedawno zaczęłam trening przy kanale Blogilates na YT, skupiam się na filmikach z cyklu bibkini blaster.
UsuńOj też nie jest to dla mnie najlepszy okres. Jestem zdecydowanie ciepłolubna i do szczęścia potrzebuję słońca. No nic, jakoś sobie trzeba radzić drobnymi przyjemnościami :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, drobne przyjemności to jest to co pomaga lepie znieść te chłodniejsze pory roku.
UsuńWitaj :) Dziękuję za wizytę u mnie. Milusio tu u Ciebie, zostanę na dłużej :) Pozdrawiam ciepło :*
OdpowiedzUsuń